140 r. śmierci Męczenników z Pratulina


Prześladowania narastały w całej unickiej Diecezji Chełmskiej. Unici żyli w coraz większym poczuciu zagrożenia. Jeszcze nie ochłonięto po wydarzeniach w Drelowie, a już rozeszła się wieść o zamiarach narzucenia prorządowego proboszcza parafianom w Pratulinie. Pratulińscy unici wiedzieli już, jaką cenę mogą zapłacić za opór. Ale zdawali też sobie sprawę, że oddanie kluczy do świątyni parafialnej duchownemu niekatolickiemu jest równoznaczne z zaparciem się swojej wiary.

W Pratulinie, podobnie jak w wielu innych unickich parafiach, carscy urzędnicy i duchowni, którzy sprzeniewierzyli się papieżowi i zdradzili unię, wywierali coraz większe naciski na proboszcza, ks. Józefa Kurmanowicza, by „oczyścił” cerkiew z wpływów łacińskich. Nękany ustawicznie kapłan w końcu się ugiął. Jednak próba odprawienia obrzędów na sposób prawosławny spotkała się z biernym oporem wiernych. Wówczas ks. Kurmanowicz wyznał z ambony: „Nie jestem godzien was paść. Ciągle namawiają mnie do przejścia na prawosławie. Postanowiłem wyjechać. Wy dochowajcie wiary”.

Pratulin, 24 stycznia 1874 r.

Wolimy stać i umrzeć
Do Pratulina został przysłany nowy administrator parafii - ks. Leonty Urban, który przeszedł na prawosławie. Parafianie nie pozwolili jednak „przechrzcie” zbliżyć się do ołtarza. Zamknęli cerkiew i ukryli klucze. Spodziewając się, że władza użyje siły, czuwali przy swojej świątyni. Wkrótce na miejsce przybył naczelnik Kutanin z eskortą kozaków dowodzonych przez pułkownika Steina. Najpierw próbował pertraktacji. Zażądał, żeby do rozmów wystąpili „tylko mądrzy parafianie”. Z tłumu odpowiedziano mu: „My wszyscy jesteśmy dostatecznie mądrzy. Potrafimy bronić naszej cerkwi i potrafimy dla niej cierpieć”. Jeden z obrońców - Daniel Karmasz - przypomniał Kutaninowi jego własne - jak się okazało nieszczere - słowa: „Panie naczelniku, gdyście zabierali nam organy, zaręczałeś nam, że rząd nie ma zamiaru narzucać nam prawosławia. Powiedziałeś, że gdyby kto kiedy od nas lub od naszej cerkwi zażądał czegoś więcej, to wtedy możemy wszyscy, starzy i młodzi, wziąć kołki i za wieś przepędzić każdego, choćbyś ty sam był wtrącającym się do naszej wiary i cerkwi. Tyś sam więc nas nauczył i upoważnił, że dziś stoimy w obronie naszej cerkwi i wiary, gdy nam przez popa chcecie narzucić prawosławie, a cerkiew świętą sprofanować. Dziś sądzisz, panie, swoją własną sprawę i swoje słowa. Nie wzięliśmy jednak kołków jakieś ty nam nakazał, wolimy stać i umrzeć bezbronni, przy świętym progu naszej cerkwi”.

Dla nas wszystkich jedna droga
Kutanin podjął jeszcze jedną próbę negocjacji. Sprowadził z Derła włościanina Pawła Pikułę, dzierżawcę derłowskiego majątku, człowieka mądrego i powszechnie szanowanego. Polecił mu przemówić zebranym do rozsądku, by zapobiec rozlewowi krwi. On jednak zwrócił się do obrońców z taką mową: „Dla nas wszystkich tylko jedna droga - trzymać się silnie naszej świętej wiary, cokolwiek się z nami stać może”. Po tych słowach klęknął i wyjął krzyż, który zawsze nosił na piersiach pod sukmaną. Za nim uklęknęli pozostali, powtarzając jego słowa: „Przysięgam na moje siwe włosy, na zbawienie duszy, tak jak pragnę oglądać Boga przy skonaniu, że na krok nie ustąpię od naszej wiary i żaden z moich sąsiadów tego nie powinien uczynić. Święci męczennicy tyle mąk ponieśli za wiarę, nasi bracia za nią krew przelali i my także będziemy ich naśladować”. Wówczas Pikuła został wyprowadzony z tłumu i aresztowany. Kutanin próbował jeszcze zastraszyć unitów, przypominając im o krwi przelanej w innych miejscowościach - w Drelowie i Zabłociu. Oni nie cofnęli się jednak. Byli przygotowani na męczeństwo.

To nie bitwa o kościół. To walka za wiarę!
Padł rozkaz zajęcia świątyni siłą. Wojsko zaczęło forsować parkan, torując sobie drogę bagnetami i kolbami karabinów. W stronę atakujących posypały się kamienie i razy wymierzane kijami. Wówczas pułkownik Stein wydał rozkaz rozwinięcia sztandaru i nabicia broni. Uderzono w werble. Zgodnie z wcześniejszym postanowieniem, kiedy unici zorientowali się, że zostanie użyta broń palna, zaprzestali obrony. Daniel Karmasz, który trzymał duży krzyż, zawołał: „Odrzućcie wszystko, kołki i kamienie, pod kościół. To nie bitwa o kościół. To walka za wiarę i za Chrystusa!” Ktoś zaintonował pieśń: „Kto się w opiekę...”. Uderzono w dzwony. Kobiety zaczęły śpiewać już pieśni żałobne. Padła komenda: „Ognia!”

Matko, nie płaczcie syna...
Pierwszy padł Wincenty Lewoniuk. Po nim Daniel Karmasz - osunął się martwy na krzyż, który zaraz podniósł Ignacy Frańczuk. Ale i jego po chwili dosięgła śmiercionośna kula. Następnie zginął 19-letni Anicet Hryciuk, który przyniósł obrońcom jedzenie. Wychodząc z domu powiedział do matki: „Może i ja będę godny, że mnie zabiją”. Filip Geryluk, sąsiad zabitego, dĹşwigając z ziemi jego martwe ciało, zawołał do kozaków: „Już narobiliście mięsa, możecie go mieć więcej, bo wszyscy jesteśmy gotowi umrzeć za naszą wiarę”. Chwilę póĹşniej już nie żył. Następna kula dosięgła Onufrego Wasyluka, którego rok wcześniej rodzice wykupili od służby w carskiej armii za ogromną dla chłopów sumę 800 rubli. Świadkami jego śmierci była matka i żona. Młoda kobieta zwróciła się do rozpaczającej teściowej: „Matko, nie płaczcie swego syna jak ja nie płaczę straty męża; wszak on ani za zbrodnię, ani za występek został zabity. Owszem, cieszmy się, że poległ za wiarę”. W sumie na miejscu zostało zabitych dziewięciu unitów. W ciągu doby zmarli w domach kolejni czterej ciężko ranni obrońcy.

Losy pratulińskiej cerkwi
Masakra przed pratulińską cerkwią zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie przypadkowe postrzelenie jednego z kozaków przez innego atakującego. Przerwano ogień. Wojsko dotarło do świątyni i wyrąbało drzwi siekierami. Do cerkwi wprowadzono ks. Urbana. Pobitych obrońców aresztowano i wtrącono do więzienia. PóĹşniej wielu z nich wraz z rodzinami zesłano na Sybir. Niektórzy powrócili dopiero po trzydziestu latach. Ze Ĺşródeł rosyjskich wiemy, że oporu unitów z Pratulina nie zdołano przełamać. Nie zmuszono ich do udziału w prawosławnych nabożeństwach. Kilkanaście lat póĹşniej władze rozebrały cerkiew, pod którą dokonało się męczeństwo pratulińskich parafian.



Archiwum

Zdjęcia pochodzą z serwisu www.freepik.com